poniedziałek, 24 lutego 2014

O mnie, czyli jak złapać bakcyla na wiele lat...

W wieku 13 lat, przez przypadek zaczęłam udzielać się w wolontariacie, przy prowadzeniu hipoterapii w stajni, w której uczyłam się jeździć. Już wtedy konie były moją największą pasją, a odkrycie nowych możlwiości, jakie wiązały się z tymi zwierzętami, zapowiadało interesującą przygodę. Naszym pierwszym pacjentem był wtedy 5 letni Mateusz, który miał zdiagnozowany autyzm. Dla mnie w tamtym czasie nie oznaczało to nic szczególnego. Nie miałam pojęcia, czym jest autyzm. Nie wiedziałam też za wiele o samej terapii z udziałem konia. Miałam tylko prowadzić konika, i pozwolić terapeutce pracować z pacjentem. Wydawało mi się, że nie może być nic prostszego. Pamiętam, że spóźniłyśmy się wtedy 5 minut. Był pięny, wiosenny dzień, i konie zbyt dobrze bawiły się na padoku, by tak zwyczajnie dać się złapać. Już wtedy Ola, z którą przyszło mi pracować, napomknęła że to niedobrze. Że Mateusz nie może czekać. Nie mogłam tego zrozumieć. To było tylko 5 minut. Skąd maluch może wiedzieć, że nie jesteśmy na czas?
Przybyłyśmy na miejsce jak szybko się dało. Ola wsadziła całkiem sympatycznie wyglądającego chłopca, na naszego końskiego terapeutę i ruszyliśmy przez łąkę. Nie przeszliśmy 3 metrów, kiedy chłopiec znienacka uderzył konika piętami jednocześnie krzycząc wniebogłosy. Koniki do terapii są naprawdę spokojnymi i dobrze przygotowanymi do tej pracy zwierzętami, jednak nie wszystkie niespodzianki da się przewidzieć. W sekundzie nasz rumak ruszył kłusem, przyprawiając mnie niemal o zawał serca. Zatrzymałam go po kilku krokach, a Ola bez problemu zdjęła pacjenta na ziemię. A wtedy rozpętał się chaos. Mateusz wyrwał się nieszczęsnej terapeutce, i nie bacząc na podbiegającą do nas mamę ruszył biegiem przez łąkę, wciąż krzycząc. Biegał tak do samego końca zajęć.

Dla mnie to był ogromny szok. Szok, którego nawet dzisiaj nie potrafię opisać. Można powiedzieć, że już na pierwszych zajęciach zostałam rzucona na głęboką wodę. Ola zaczęła mi opowiadać skąd wzięło się to zachowanie. Wytłumaczyła mi, że Autyści muszą mieć bardzo dokładny plan dnia. Że każde spóźnienie, lub odmiana od codzienności może zakończyć się dla nich atakiem złości. Wtedy poraz pierwszy wprowadzona zostałam w ten nieznany mi wtedy świat. A po Mateuszu byli kolejni. Z ciekawością słuchałam historii o różnych przypadkach. Uczyłam się w domu o autyzmie, zespole downa, aspergera, czy angelmana. Chciałam wiedzieć wszostko o dzieciach, które się u nas pojawiały. I ani się obejrzałam minęło 8 lat jak pracuję w ten sposób.

Skończyłam gimnazjum, skończyłam liceum, a po maturze choć nie mogłam się zdecydować na jakie pójść studia, wiedziałam, że chcę pracować ze zwierzętami.
W między czasie, przez wpływ mojego własnego psa, który okazał się być nie lada przypadkiem, zaczęłam interesować się metodami szkolenia zwierząt, i ich behawiorem. Szukałam odpowiedzi na problemy mojej czworonożnej pupilki, a niechcący znalazłam odpowiedź na pytanie czym się chcę zajmować w życiu. W trakcie tych poszukiwań odkryłam też dogoterapię. Wszystko zaczęło się układać w mniej, lub bardziej spójną całość. Już wiedziałam, czego chcę w życiu.

Obecnie wciąż pracuję na hipoterapii. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, ale główna pasja pozostała. W tej chwili uczę się w zaocznej szkole na kierunku Technik Weterynarii, a od października planuję rozpocząć studia, umożliwiające mi samodzielne prowadzenie terapii. Cały czas doskonalę też swoje umiejętności w zakresie szkolenia psów i koni. Planuję zdobyć kwalifikacje, pozwalające mi na prowadzenie hipo- i dogoterapii, ale też i szkoły dla psów.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Pies do dogoterapi cz.1

Dobór psa do dogoterapi jest równie ważny i tak samo trudny jak dobór odpowiedniego konia do hipoterapii. Znalezienie odpowiedniego psa terapeuty wymaga nie lada umiejętności i w zasadzie też szczęścia.
Taki pies musi spełnić nie lada wymagania. Musi być w dużym stopniu przewidywalny. Dlatego często polega się na predyspozycjach pewnych ras, gdyż zwiększa to prawdopodobieństwo pożądanych reakcji na określone bodźce. Kolejną cechą jest zrównoważony charakter. To cecha bardzo osobnicza i nie zależna od rasy, dlatego pies powinien być oceniany przez doświadczoną osobę. Liczy się też cierpliwość, bo przecież praca z dziećmi to nie lada wyzwanie. Pies musi być łagodny i spokojny bo ogromne znaczenie ma bezpieczeńśtwo pacjetów. Musi także być radosny, a kontakt z człowiekiem powinien sprawiać mu frajdę, inaczej nie sprawdzi się przecież w pracy z ludźmi. Dobrze by było, gdyby był ufny i przyjazny dla dzieci i obcych. A także tolerancyjny na dotyk i dyskomfort, bo spotkać go będzie mogło wiele nieprzewidzianych sytuacji, a nie można ryzykować, że na przykład zaatakuje w swojej obronie na przypadkowo wyrządzoną mu krzywdę.
Psi terapeuta winien też być inteligentny i posłuszny, by mógł przejść odpowiednie do pracy szkolenie, ale także dość zsocjalizowany z innymi zwierzętami i możliwie różną liczbą niespodziewanych sytuacji, by mógł swobodnie działać w nowych dla siebie miejscach, czy przy niespotkanych przez siebie ludziach.

Pewne rasy są uznawane za odpowiedniejsze do tego typu pracy, ze względu na to, że posiadają większość z tych cech, dzięki odpowiednio ukierunkowanej hodowli. Mówi się, że są to rasy psów typu retriver, labrador, seter irlandzki i szkocki, beagle, owczarek szkocki, szetlandzki, border collie, owczarek australijski, siberian husky, alaskan malamute i wiele, wiele innych.
Jednak każdy pies powinien być traktowany indywidualnie, bo nie każdy osobnik danej rasy faktycznie posiada te cechy. Dodatkowo, psy ras mieszanych posiadające te cechy również mogą być świetnymi terapeutami - o ile, tak jak każdy pies ras wyżej wymienionych pozytywnie przejdą testy predyspozycji i zdadzą odpowiedni egzamin na psa terapeutycznego, o których to napiszę w innym poście.

poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Koń do hipoterapii - cz.1

Ze względu na specyfikę zajęć, oraz na wyjątkową naturę konia, prawidłowe przygotowanie konika do tego typu pracy jest niezwykle ważne.
Koń jako zwierzę roślinożerne na wolności narażony był na ciągłe ataki ze strony drapieżników. Na szerokich, otwartych przestrzeniach, gdzie nie było zbyt wielu kryjówek jedyną szansą dla konia była ucieczka przed siebie. To pozwoliło naturze na stworzenie idealnego sprintera, o najszybszym czasie reakcji ze wszystkich zwierząt, i niebywałej spostrzegawczości.
Jeźdźcy, oraz ludzie, którzy mają częsty kontakt z tymi zwierzętami doskonale wiedzą, jak wrażliwe są ich zmysły. Wiedzą też, że koń potrafi się zerwać do pełnego biegu, często bez widocznego dla ludzi powodu.
Jako zwierzę uciekające, koń jest w ciągłej gotowości do podjęcia ucieczki. Wystarczy, że zauważy w oddali jakiś nieznany mu obiekt, lub niepokojący ruch, czy choćby dosłyszy podejrzany szelest. W naturze konie nie miały czasu na zastanowienie się nad tym, co widzą. Kilka sekund opóźnienia mogło kosztować je życie, dlatego wypracowały sobie niezawodną taktykę obronną polegającą na szybkiej ucieczce na bezpieczną odległość i później ewentualnie zatrzymanie się, żeby sprawdzić przed czym uciekały.
Na wolności była to najlepiej sprawdzająca się taktyka, niestety w świecie ludzi stała się problematyczna. Konie w małych przestrzeniach, jak boksy, czy pomiędzy budynkami gwałtowną ucieczką narażają siebie i przebywających w pobliżu ludzi na niebezpieczeństwo. Ponad to ciągłe uciekanie nie pozwoliłoby im zatrzymać się by się pożywić, czy napić wody.
Dlatego natura wyposażyła je w niebywałą zdolność do zapamiętywania, która pozwalała im błyskawicznie ustosunkować się do nowych bodźców i sytuacji. Już po kilku sekundach obcowania z nową rzeczą, koń potrafi stwierdzić, czy jest to bodziec niebezpieczny, czy zupełnie nieszkodliwy. W zależności od tego, jakie będzie to pierwsze spotkanie, koń wypracuje sobie wzorzec zachowania prawdopodobnie do końca życia.
W trakcie zajęć z niepełnosprawnymi pacjentami taka ucieczka mogłaby stanowić poważne zagrożenie dla jeźdźca, ale i terapeuty. Stąd też szkolenie konia do pracy w hipoterapii powinno przede wszystkim zakładać odczulenie konia na jak najwięcej bodźców niepokojących, jak to tylko możliwe. Wykorzystanie niezwykłej pamięci tych zwierząt do przyzwyczajenia ich do wózków, kul ortopedycznych, szeleszczących, czy głośnych dźwięków, ale i do przeróżnych innych, niezwykłych dla konia sytuacji powinno być podstawą do wychowania spokojnego i bezpiecznego konika.
Ponad to, praca z pacjentami powinna mu się kojarzyć jedynie z przyjemnością. Dlatego tradycyjne metody szkolenia polegające na przymusowym ustawianiu konia, czy też karaniu go za niesubordynację, nie powinno mieć miejsca. Zwierzęta pracujące z ludźmi powinny być układane metodami pozytywnymi lub naturalnymi, ponieważ niedopuszczalnym jest żeby koń uważał pracę z człowiekiem za zagrożenie, lub swego rodzaju niewygodę. Takie nastawienie może być powodem ,,udawanych ucieczek’’ lub nawet wierzgania o ile takie zwierzę zorientuje się, że po kilku bryknięciach nieprzyjemny bodziec, jakim jest pacjent, po prostu sobie pójdzie, czyli spadnie z jego grzbietu.
Praca z takim koniem powinna być przeprowadzona tylko i wyłącznie przez wykwalifikowanego trenera z doświadczeniem. Nieodpowiednie obchodzenie się z końskim terapeutą może zakodować w nim nieprawidłowe i stwarzające niebezpieczeństwo reakcje, które później może być ciężko zmienić. Przykładowo, podczas odczulania, jeśli odstawi się przerażający bodziec zbyt wcześnie, podczas kiedy koń wciąż myśli o ucieczce, proces ten przyniesie odwrotny skutek do zamierzonego. Ulga, jaką czuje zwierzę po zniknięciu przerażenia może pozostawić wrażenie, że jeśli będzie się opierał odpowiednio długo sprawi, że niewygoda zniknie, a w przyszłości może nawet zaowocować próbami ucieczki.
Jeśli koń rzeczywiście ma jakieś fobie dobrze by było skontaktować się ze specjalistą, by ocenić na ile da się ich pozbyć. Jeśli nie ma takiej możliwości, istotne jest, żeby prowadzący zajęcia znał konia na tyle dobrze, żeby móc się spodziewać jego reakcji. Jedynym wyjściem będzie unikanie stresujących zwierzę sytuacji podczas zajęć, lub przeprowadzenie ich w miejscu pozbawionym dodatkowych bodźców.

piątek, 5 kwietnia 2013

Zwierzęta, które leczą.

Nie od dziś wiemy, że obecność zwierząt może mieć zbawienny wpływ na nasze samopoczucie. Jednak za tym kryje się coś więcej. Niezwykłe, magiczne wręcz właściwości, które mogą leczyć!

Hipoterapia – terapia przy pomocy koni. Zastosowanie koni jest przeogromne. W przypadku dzieci mających problem z chodzeniem trójpłaszczyznowy ruch konia stymuluje miednicę pacjenta do wykonywania ruchów takich, jak przy wykonywaniu kroków. U dzieci z przykurczami lewo, lub prawostronnymi, przy jeździe po obwodzie koła siła odśrodkowa jest w stanie rozciągnąć mięśnie. Podobnie jest w przypadku podwyższonego lub obniżonego napięcia mięśniowego – tutaj koń działa jak złoty środek, obniżając lub zwiększając napięcie mięśni. Podobnie wygląda to w przypadku dzieci z autyzmem, lub nadwrażliwością. Ciepło i dotyk końskiego futra potrafią rozluźnić lub nawet skłonić autystę do nawiązania kontaktu z otoczeniem, a w przypadku dzieci nadwrażliwych dać przyjemny bodziec. Ponad to świetnie rozwija zmysł równowagi, a ćwiczenia na końskim grzbiecie są nie tylko świetną zabawą, ale i doskonale wpływają na rozwój fizyczny pacjenta.

Dogoterapia – ostatnio coraz popularniejsza metoda pracy pacjentów z psami. Tutaj również pole do popisu jest olbrzymie. Psy uczą pacjentów delikatności, obniżają stres i napięcie, skłaniają do spontanicznej aktywności ruchowej. Mogą pomagać w nauce poprzez naśladownictwo, lub też wspomagać np. naukę czytania! Zajęcia z psimi terapeutami są również świetną podstawą do nauki higieny, wypełniania obowiązków oraz opieki nad zwierzęciem czy nawet okazywania emocji i uczuć.

Felinoterapia – obecnie jedna z najrzadziej spotykanych form terapii. Ze względu na wrażliwą naturę kota niezwykle ciężko jest znaleźć zwierzę nadające się do tej formy leczenia. Koty mają zbawienny wpływ podwyższone napięcie mięśniowe jak i stres. Mogą również być doskonałym bodźcem do nauki higieny własnej oraz zwierzęcia, jak i wypełniania obowiązków. Mogą też być narzędziem motywacyjnym do wykonywania ćwiczeń rehabilitacyjnych.

Delfinoterapia - Delfinoterapia to nowatorska forma rehabilitacji z udziałem delfinów, przeznaczona jest ona dla osób cierpiących na choroby neurologiczne, a także schorzenia fizyczne.
Polega ona na zabawach pacjenta z delfinem pod okiem terapeuty, często wykonując określone ćwiczenia ruchowe. Pacjent wykazuje odprężenie i całkowicie skupia się na wykonywanych czynnościach, co pozytywnie wpływa na efekty rehabilitacji. Delfin podczas integracji z chorym wyczuwa obecność zmian chorobowych w organizmie pacjenta. Wysyła w to miejsce wiązki ultradźwięków, a te wnikają do zaatakowanych przez chorobę komórek, które ulegają regeneracji, więc w ten sposób powoli, lecz systematycznie poprawia się ogólny stan pacjenta oraz eliminuje niektóre objawy chorób.

Zwierzęta uczestniczące w terapii też muszą być wyjątkowe. Konie nie mogą być płochliwe, muszą cierpliwie znosić czasem niedelikatne zabiegi dzieci, ale też muszą mieć odpowiednią budowę ciała, taką by ich chód był równy i miał odpowiednie tępo. To samo tyczy się psów, które powinny być odpowiednio wyszkolone, a nie wszystkie są zdolne pojąć zasady pracy z dziećmi, i nie wszystkie są zdolne wybaczać błędy nieświadomych pacjentów. Najtrudniej jest znaleźć kociego terapeutę. Taki superkot musi być równie cierpliwy, co odważny. Koty źle znoszą zmiany otoczenia, a terapia zwykle odbywa się w domu pacjenta lub w specjalnych przychodniach. Są też zwykle mniej cierpliwe i gorzej reagują na niedelikatny dotyk, czy choćby głośniejsze dźwięki. Mimo to, kiedy już znajdzie się taki koci lekarz jego pomoc jest doprawdy nieoceniona.

To tylko bardzo ogólne informacje dotyczące terapii z udziałem zwierząt. Metodyka oraz działanie czworonogów na poszczególne dolegliwości jest tematem rzeką i trudno by było opisać je w jednym miejscu jednak, w tym celu powstała ta strona. Ma ona być swoistym łącznikiem pomiędzy pasją do naturalnych metod szkolenia zwierząt, jak i współpracy z nimi.